Nadal ochota na geste i sycace zupy mnie nie opuszcza.
Chlodne fronty i niskie cisnienia atmosferyczne.
Duzo pracy (duzo za duzo) i powroty do domu, gdzie na gotowanie obecnie nie ma zbyt wiele czasu (frekfencja blogowych przepisow oddaje wymiar tej kulinarnej absencji, wrecz abstynencji).
Ale garnek zupy, pyrkoczacy sobie powoli i niespiesznie podczas wieczornych prac przed-komputerowych, jest alternatywa dla wszystkich zabieganych. Latwosc wykonania, bogactwo smakowych pomyslow, niezobowiazujace do sterczenia nad garnkiem kulinarne przedsiewziecie, ktore odplaca sie cieplym posilkiem czekajacym na wieczornych powracajacych domownikow.
I mam oto ciepla kolacje na 2 dni.
Mmmmmmniaaaammm :)
OdpowiedzUsuńgrzybami pachniało i u nas, gdy kończąc powoli zapasy zimowe dostaliśmy się do grzybów zebranych zeszłą jesienią (osobiście!) - wartości sentymentalne i smakowe nie do przecenienia :)