2011-02-13

groch. grzyby. zupa.


Nadal ochota na geste i sycace zupy mnie nie opuszcza.
Chlodne fronty i niskie cisnienia atmosferyczne.
Duzo pracy (duzo za duzo) i powroty do domu, gdzie na gotowanie obecnie nie ma zbyt wiele czasu (frekfencja blogowych przepisow oddaje wymiar tej kulinarnej absencji, wrecz abstynencji).
Ale garnek zupy, pyrkoczacy sobie powoli i niespiesznie podczas wieczornych prac przed-komputerowych, jest alternatywa dla wszystkich zabieganych. Latwosc wykonania, bogactwo smakowych pomyslow, niezobowiazujace do sterczenia nad garnkiem kulinarne przedsiewziecie, ktore odplaca sie cieplym posilkiem czekajacym na wieczornych powracajacych domownikow.
I mam oto ciepla kolacje na 2 dni.





2011-02-03

smaczki jezykowe, czyli potyczki lingwistyczne okiem obcokrajowca

O ile pewne nazwiska maja bardzo znajome brzmienie, o tyle ich pisana forma nie koniecznie odzwierciedla nasze lingwistyczne przyzwyczajenia.
I oto w moim zawodzie spotykam sie z ogromna iloscia ludzi, i studiuje (chcac nie chcac) pisownie i wymowe ich godnosci.
Rzesze panstwa Bertin, Martin, Bernard, Durand, Dubois przewijaja sie przez kartoteki. Ale gdy napotykamy na rzecz niejednoznaczna, na Pania/Pana Lipietz, Grouchka, Danilevitch tudziez Glodny... My (Polacy) wymiawamy jednoglosnie i z calym utwierdzeniem poprawnosci takowej wymowy, po "swojemu". Czyli Lipiec, Gruszka etc. Dla powszechnego mniej lub bardziej wyedukowanego Francuza rzecz nie jest ani oczywista, ani prosta. I nie ma on zadnych, ale to zadnych skojarzen, widzac nazwisko Lipietz, ze mowa o miesiacu Juillet.
A ile modyfikacjimojego wlasnego nazwiska, ba! imienia, juz widzialam i slyszalam, mozna historie i legendy by opowiadac.
Dbajmy zatem o swoja mowe, i gorliwie, tak jak ja, poprawiajmy wszystkich wkolo (az do znudzenia i frustracji owych). Bynajmniej pan profesor Miodek powinien byc ze mnie dumny. Z jaka poboznoscia nawracam ten niechetny slawistycznym jezykom narod :]

Podpisano, wierna fanka pana Jana :))))))

A do tego oprawa muzyczna, bo jakby inaczej.

Stare dobre czasy... dobrego polskiego rock'a.





2011-02-02

Byle do... wakacji

Tesknia sie wakacje, zwlaszcza jezeli nie mialo sie ich w strikte formie od ponad roku...
Egzotyczne powietrze, zapach wody, slonce na ramionach. Plecak, mapa, nieznane przed nami.
Lista zyczen zamykajaca sie w ksztalt nieskonczonosci... i mozliwosc porzucenia codziennosci  i pracy, puki co znikoma.
Pozostaly mi cztery dni urlopu do konca kwietnia... i gimnastykuje moja wyobraznie przestrzenna, gdzie by dobrze ulokowac te dziewiecdziesiat szesc godzin.
Wyglodniala wrazen. Apetyt na wszystko. Wycieczka do Koziel Wolki jest w stanie mnie zadowolic, byle by poczuc atmosfere podrozy. Byle by oderwac sie od betonowej codziennosci, nieco zgnusnialej i monotonnej.
Byle by nie zostac na czas wakacji, o zgrozo, w Paryzu ;]]].

Wiec przywoluje obrazki z prawdziwych wakacji.