2011-07-17

COME BACK!!!

Po długiej abstynencji od nałogu fotografii i muzykobrania, wakacyjne rozluźnienie dopadło i mnie, pozwalając beztrosko cieszyć się słońcem i całym pryzmatem letnich barw. Na ziemi polskiej.

I jest parę szerokości geograficznych, na których bardzo lubię przebywać. Do tych należy Silesia, bliska mi z wielu powodów. I z równie wielu powodów przyczyna drobnych nostalgii, powrotów,  zadziwień, porównań.

Ale nie o tym teraz,... chciałam przywitać się z Wami Wszystkimi, po długiej przerwie, niczym chorobie zwanej pracoholizmem. Okres konwalescencji czas zacząć!!!!! :)

2011-06-09

MON(t) BLANC

W pośpiechu ganiam po ulicach codziennych spraw, przechodząc kręte uliczki myśli, szerokie aleje marzeń, place planów i zakreślam ronda wracając do tych samych wniosków... może to już obsesja, ale ze wszystkich inspiracji i natchnień to właśnie ten kolor wpływa najbardziej łagodząco na rozneonowane, rozreklamowane, rozbilboardowane wrażenia dnia - BIEL.
Biel to spokój. Bez dwóch zdań. Biel to też kolor początku. I trwa. Piękny rok :) Czekam na kolejne :)

2011-05-23

Zapiekanka z zielonych szparagow z szynka.



I czesc druga... czyli szparagowego dnia final.

Zapiekanka z zielonych szparagow z szynka, z nuta trawy cytrynowej i suszonych pomidorow.

Przepis wkrotce...






2011-05-22

Chochlik w parku... czyli coquelicot

Nie spodziewalam sie odnalezc w srodku pola pszenicy, przechadzajac sie w moim ulubionym parku na wyspie.
I zeby jeszcze tego bylo malo, impresjonistyczna natura zabawila sie, nakrapiajac ten sielankowy pejzaz czerwieniami makow i charbrowosciami blawatkow.
Schulzt by umial ubrac w slowa ten asfikstyczny podziw.
Ja nie umiem, pozostaje mi tylko "copie-coller". Czyli "kopiuj" z natury swoim nieidealnym cyfrowym narzedziem i "wklejaj" w cybernetyczna przestrzen.



Crème d'asperge



Szparagi kupione na prawdziwym marché, w porannym sloncu, na placu na wpol sennym, na wpol ozywionym skupiajacym sie tlumkiem kupujacych.
I o ile gwarancja uprawy czystej biologicznie i "bio" jest zawsze podwazalna, o tyle do swiezosci produktu nie mam zadnych zarzutow. Soczyste, jedrne lodygi szparagow. I swiadomosc, ze nad przygotowaniem nie powinnam sie dlugo zastanawiac, gdyz "termin przydatnosci" jest bardzo krotki.
Zatem szparagowy dzien, ku zdzwinieniu mego spiocha.
Na przystawke, zupa krem ze szparagow. Z odrobina gałki muszkatołowej i czosnku.
Nastepnie, zapienka z szparagow z szynka i mieszanka ziol prowansalskich, z "irresistible" posmakiem trawy cytrynowej i suszonych pomidorow.

Zatem, zacznijmy od poczatku...


Zupa krem z zielonych szparagów  (Crème d'asperges vertes)

500 g zielonych szparagow
1 cebula (drobno posiekana)
2 zabki czosnku (przecisniete przez prase)
1 kostka bulionowa
200 ml smietany kremowki
2 lyzki startego parmezanu lub comté
Sol i pieprz do smaku
Szczypta swiezo startej galki muszkatolowej

Szparagi starannie pluczemy pod bierzaca woda, nastepnie gotujemy przez 15 minut na parze, lub tez "tradycyjnie" w lekko osolonej wodzie.
Odcedzamy szparagi i zalewamy bulionem, nastepnie gotujemy krotko na malym ogniu, dodajac posiekana cebule, wycisniety czosnek i przyprawy na koniec gotowania.
Miksujemy calosc, dodajac smietane i starty parmezan.
Do dekoracji moga posluzyc odciete uwczesnie "glowki" szparagow.

Prosty przepis, prosta zupa.
Po prostu, szparagi :)
Smacznego!

Kolor szparagowy.

Bo w sezonie trzeba korzystać z dobrodziejstw pory roku. I jak na czereśnie trzeba będzie nam jeszcze poczekać, o tyle szparagowe siedem minut właśnie trwa.
W Paryżu bzy przekwitły końcem kwietnia. Teraz podziwiam owocostany porzeczek i odurzam się podczas wieczornych spacerów zapachem kwitnących lip.  Wszystko nie po kolei, za szybko.
Ale akcja szparagów wszędzie rozpoczyna się i kończy w podobnym okresie. I dołączam się... do durszlakowej akcji!


2011-05-05

dla anusiaka


Żeby każdy dzień był pretekstem do przekraczania nowych wyzwań, rozwijania pasji.
Byc jak te stokrotki, nieskażonym materializmem i otwartym na świat. Beztrosko "gapić" się w niebo każdy dzień,  podziwiając przepływające chmurki :)
Z calego serca, z wiadomej nam okazji,
dla Anusiaka.

2011-05-04

not forget me not


Ulotne zludzenia, ze gdzies juz cos takiego widzielismy.
Déjà vu.
Niezapominajki nie bedace niezapominajkami.

I podobnie z odnaleziona artystyczna przestrzenia  f o r g e t   m e   n o t. Rozplywne barwy, ulotne, iluzoryczne, oniryczne... kompilacje awangardy i orientu w fuzji z geometrycznymi formami.
Chciałabym te "niezapominajki" "brać do rak" i przegladac jak ilustrowane dzieła.
Mały kącik niebagatelnych inspiracji, do odkrycia tutaj.

Pozdrawiam!!!


2011-05-02

wawa, czyli varsovie w polskiej kulturze osobistej

I tak jeszcze dwa tygodnie temu wyglądały warszawskie Łazienki. Dziś zapewne są zalane zielonym światłem liściastych struktur.  A u mnie jeszcze takie wczesno-wiosenne, wręcz ubogolistnie jesienne.
A okazja nadażyła się również niecodzienna, bo oto "stolica dizajnu" zamykała bramy wystawy czasowej Muzeum Narodowego właściwie na  naszych oczach.
Jakieś piętnaście lat temu, po raz ostatni, miałam okazje podziwiać braci Gierymskich i Malczewskiego.

Pasja wiecznie żywa, przeżywa tylko swe bardziej i mniej płodne lata.
Farby pozakręcane jeszcze w tubkach, pędzle szczerza się jak najchętniej, płótna na blejtramy ponaciągane do granic "nie-cierpliwości"... Dawne zbiory ołówków i pasteli coraz bardziej niekompletne... 
A pasja czeka... odstawiona na bok za kuchenna deskę, przygnieciona cala kolekcja ramequinów, naszpikowana sztućcami i kuchennymi atrybutami :). Bo oto kolejna pasja wzięła górę!!!

Co do warszawskiej ekspozycji, odsyłam do opinii biegłego :) Mam nadzieje, ze oko eksperta podzieli się z nami wiedzą i nietypowością owej wystawy.

Chcemy być nowocześni, Polski design 1955–1968 z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, w dniach 4 lutego – 17 kwietnia 2011.



Polski plakat również miał czasy swojej świetności.  I rozbawił mnie serdecznie propagandowy napis rodzimych linii lotniczych, którymi właśnie co przyleciałam do stolicy "bez kłopotu" :). 


Ale my nie o tym.
Bo "nie do odrzucenia" okazja przejechania się polską niespieszną koleją ekspresową stała się faktem, i sześciogodzinna przejażdżka krajoznawcza  miała bardzo edukacyjny, acz i demoralizatorski charakter. Konsensus: chce mieszkać na polskim odludziu, wsi wesoła, wsi błoga! Rzucam "wielki świat-kuchenny blat" i oddaję się rytuałom pór roku w sadzie!

Niespieszne przejażdżki rowerowe wzdłuż rzecznych wałów, spacery z psem po śródpolnych drogach, sarny wygrzewające się na polanach, lśniące w słońcu mokradła... i wiele innych fantasmagorycznych widoków, wypatrzonych przez standardowo brudną szybkę pkp. Swojsko. Beztrosko. W końcu urlop.
Promienie słońca załamujące się na "szybim" brudzie jak na pryzmatach. Sztuka ma tutaj wymiar ogólnodostępny, wręcz publiczny.

I tak dojechałam drugą kategorią transportu miejskiego, z miasta A do miasta B, wdzięczna losowi, że z takich rzeczy też można się radośnie cieszyć.

Bo oto westchnienie, ... jestem   w  d o m u . Jeszcze parę takich westchnień po drodze było.

I były tez bocianie loty rozpostarte na pięciolinii ciszy granej wokoło.. Klawiatura nietknięta. Czasobrak. Cisza.


A potem były Święta etcetera.
I latali miedzy Polską a Francją długo i puki co szczęśliwie.
Hic

2011-05-01

kurżety, czyli velouté de courgettes au fromage

     

Nastała piękna ciepła wiosna, z rześkimi porankami i pokrzepiającymi wieczorami.
Spacerologia.
"Ręce w kieszeniach, a kieszenie jak ocean", i falami słońca przepływam między bulwarami.
I nie chce się tego czasu  marnować na nic zbędnego. Na żadne smutki tym bardziej.
Koloru zielonego nigdy za wiele. Za oknem platany się liściaście rozkrzyczały.

Zatem szybkie danie i w lniane torby pakujemy bagietki na piknik.
Szybka zupa, na szybkie wyjścia, na przyjazd niespodziewanych gości, na wszelkie wypadki i wpadki kulinarne. Efekt murowany.

I nie będę się roztkliwiać nad naturą botaniczną cukinii, mylnie po dziś dzień ochrzczonej w naszym domu kabaczkiem.
Rodzina dyniowatych na niczym przy tym nie traci. Jest kulinarnie uprzywilejowana, bo prostota dań z niej przygotowanych powala mnogością smaków, w zależności od naszej wyobraźni.
I tym razem wyobraźnia podpowiedziała...do rymu! :)


Zupa krem z cukinii z serkiem topionym i papryczką chili  
(Velouté de courgettes au fromage Vache qui rit et au piment chili)

1 litr wrzatku
2 kostki bulionowe drobiowe
1 mala cebula lub 1/2 duzej cebuli
1 duzy ziemniak
2 zabki czosnku
2 duze cukinie (ok. 500 g)
3 male serki topione typu "kiri"
1 mala papryczka chili lub szczypta chili w proszku
sol i pieprz do smaku
szczypta ziol prowansalskich

Wode zagotowac z kostka bulionowa,  wrzucic do wrzatku pokrojone w kostke ziemniaki, piorka cebuli, talarki cukinii. Czosnek przecisnac przez praske. Gotowac wszystkie warzywa do miekkosci, okolo 20-30 minut. Na koniec dodac serki topione, sol i pieprz do smaku, oraz szczypte mieszanki ziol prowansalskich i pikantna papryczke chili posiekana drobniutko (jesli brak papryczki, chili w proszku tez upikantni nasza zupe :).
Następnie zdjąć z ognia garnek z zupa i zmiksować zawartość pionowym mikserem, pozostawiając drobne kawałki warzyw niezmiksowane.
Na koniec dekorujemy odrobina kremowki.
Najsmaczniejsze podane z pieczywem czosnkowym, polecam również z "chlebem toskańskim" z kawałkami suszonych pomidorów, dostępnym w warszawskich piekarniach! :)

Smacznego zielonego!!!


2011-04-14

Prostolinijnie... czyli nowalijki w grządce

Jak tu nie ulec tej eksplozji zieloności za oknami. Paryskie bulwary wyglądają jakby pokryte zieloną mgłą na wysokości pierwszych pięter osmańskiej architektury. Jest pięknie.
A wiosna wcale nie należała do moich ulubionych por roku. Dojrzałam do etapu, w którym nie tylko vintage potrafi mnie urzec. Poranne mgły nad Sekwaną, z zielonkawą obwódką przybrzeżnego parku, prowadzącą do linii horyzontu, na której Paryż zostawił swój podpis. Wieża Eifla. Moja pocieszycielka w drodze tam i z powrotem. Uśmiechamy się do siebie i dni płyną... jak barki, ociężale, acz do przodu.
Apetyt rośnie na chlorofil.
Chloroplastowa soczystość jak matrix wylania się z małych ziarenek, którymi "przyprawiłam", bez wielkiej nadziei na spektakularne zbiory, małe ceramiczne poletko.
Marzenie o zielniku kiełkuje. W zasadzie już się spełnia.
Oj będzie sałatkowy sezon!!!

Le nom de la rose...

Kwiaty sa jak kobiety.
Do podziwiania, do celebrowania, do zachwytu, inspiracji...
I tak zatem urzeklo mnie "starzenie" sie moich roz.
Nigdy nie widzialam, ( a bynajmniej rzadko), zeby ktos zachwycal sie wiedniaca, lekko podsychajaca roslina. Kult piekna, jedrnosci i swiezosci jest stalym elementem naszej codziennosci. I nawet jesli chcielibysmy sie go wyrzec, jestesmy zewszad otoczeni prezacymi sie na fotografiach i bilbordach modelkami, niczym kwiaty w wazonie, swiezo sciete i po prostu idealne.
A proces przebiega spokojnie, druga faza dojrzewania wraz ze zmiana barw, zazolceniami, lekkimi sladami zgniecen na platkach, "zmarszczkach" czasu.
I w takim momencie odkrywam je na nowo, jeszcze piekniejsze, jeszcze bardziej tajemnicze.
Takie jesienne, odrealniajace od swiezej zielonosci wiosny.
Osobliwa forma uroku.
Moze ja dziwaczeje... ;)





2011-04-05

more inspirations?

czas na wiosenne porządki - porządki w kolorach !

-

from: www.ohkamp.com

DIGITAL COLOR

Z potrzeby kolorów, bo pastelowe odcienie hiacyntów i wszystkie odcienie bieli śniegu jeszcze będą przebrzmiewać we wiosennych okwieceniach drzewek w sadach.
Czekając na ich dorodne owoce coraz bardziej tęsknię za kolorami... by rozsiąść się w kolorach!
Zapraszam na sofę.

Pochwała prostoty

Uroda prostych rozwiązań i materiałów jest nieprzemijająca.
Zachwyca oczywistością i nienachalną bezpośredniością.


PHOTO: ohhellohouse.blogspot.com

2011-04-03

odzwierciedlenia

Mogłabym napisać odę zachwytów nad betonem... tak tak, nad tym materiałem, który wtargnął masowo i niemal brutalnie w rzeczywistość naszych osiedli, rzeczywistość naszej przestrzeni w formie prefabrykatów... Ja się w tym czasie mniej więcej rodziłam (sprostowanie: my się), nieświadomie dorastałam i zaakceptowałam ten stan architektury. Domyślam się, że był to anty-przywilej wielu z nas, jako tło dorastania. Potem albo przeżycie impulsu "ale ja chcę inaczej", albo pozostanie w tym standardzie myślowym - u mnie chyba tak było, skutecznie, ucieczka i poszukiwanie.
I na szczęście udało się nam (zawodowo) kolejny raz oswoić ten materiał, oswoić przez to, co może odzwierciedlić, odbić, odwzorować, wszystkie "od-"... oddać nam cały swój urok...
Te deski szalunkowe użyczyły ścianie swojej faktury, oddały ścianie z betonu swój ciepły rysunek, swój naturalny wdzięk.
Efekt jest zupełnie zaskakujący - miało być surowo, a jest prawie eko ;)
wniosek:
Nie bójmy się betonu!
Wiwat beton!
Le beton ;)

2011-03-21

Printemps!!!!!!!!!!!!!!!!

Pomimo calego zgielku informacji ze swiata, oglaszam ogolne radosne nadejscie wiosny!
Slonce bucha przez okno, przebija sie polcieniami przez zaslony... Ptaki spiewaly o piatej nad ranem.
Zapach chèvrefeuille... odurzyla mnie wiosna!


Menu dnia: spacer do parku i okulary przeciwsloneczne na nosie!!!!!