2010-12-30

Krupniak, czyli Piróg biłgorajski.




Bo moj dziadek jest z Lipowca na zamojsko-lubelszczyznie.. A babcia spod Lwowa.

I nikt tak cudownie nie przechowuje w pamieci tradycji jak oni. Nasi dziadkowie i babcie.

I za Maklowiczem powtorze (kto pamieta jego piekne programy kulinarne... eh): Miał rację marszałek Piłsudski, mówiąc, że Polska jest jak obwarzanek - pusta w środku i wartościowa po brzegach. Lubelszczyzna urzeka i mnie, czuć tam jeszcze smaki tej Polski, która umarła pod ciosami Stalina.

Czyli o kuchni kresowej czesc pierwsza. 


Nie nalezalam nigdy do adoratorow smaku kaszy gryczanej. Dopiero na odleglosc doceniam smak produktu, ktory we Francji nalezy do luksusowych BIO. Wiec zwrocilam me nieprzychylne oko ku grykowym ziarenkom i zdumienie, ilez kwintesencji smaku ominelo mnie z powodu mojej ignorancji!!!
Ogromne podziekowania za przepis dla cioci Heli,  honorowej bilgorajanki.
A przy tym rzec musze, ze lekko odbiega od znanego piroga spowitego ciastem drozdzowym. Moje przygotowanie tez niestety do tradycyjnych nie nalezalo. 
Ale jedno jest pewne... smak. Smak piroga identyczny z tym wzorcowym smakowanym dokladnie rok temu na swieta. I znow kolo sie zatacza. I znow w moim  bozonarodzeniowym menu byl bilgorajski krupniak.
Danie, ktorego smak i zapach wykraja kolejne porcje, i ubywa go w tempie kujawiaka! Ten smak!

A zatem przepis...

Piróg biłgorajski (przepis lokalny)

750 ml ugotowanych ziemniakow
3 szklanki kaszy gryczanej
40 dkg sera bialego (w kostce)
3 jajka
skwarki lub zesmazona cebulka
sol, pieprz

Przygotowanie 1 (klasyczne):
gotujemy obrane i pokrojone w cwiartki ziemniaki, nastepnie odlewamy wode (pozostawiajac nieznaczna ilosc na dnie) i wsypujemy kasze (nieugotowana!). pozostawiamy na okolo 30 minut pod przykryciem, az kasza zmieknie i specznieje czesciowo. Nastepnie dodajemy wszystkie inne skladniki i mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Wykladamy nastepnie do formy (tradycyjne sa prostokatne, ale keksowki tez sa jak najbardziej na miejscu). 
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C przez okolo 1 godzine i 40 minut.

Przygotowanie nr 2 (moja nieklasyczna wersja):
ziemniaki przygotowujemy jak uprzednio, przy czym odcedzamy wode. Kasze gotujemy z niewielka iloscia soli, do miekkosci. Ostudzone skladniki mieszamy ze soba, dodajac rozkruszony ser bialy, jajka, przyprawiajac do smaku sola i pieprzem. Wykladamy do formy i pieczemy jak uprzednio.

Z tego przepisu wyszly mi 2 keksowki piroga.

Smacznego!!!!!!!!!!!!!!



Moja Choinka


 Poswiateczne wspomnienia, bo jeszcze pare dni temu koledowalismy wspolnie (ta piekna tradycja jeszcze zywa, dzieki najukochanszej babci, ktora przywoluje najrozniejsze piesni swej mlodosci i je wyspiewuje, w tym i koledy).
Zanim jednak sie spakowalam do wyjazdu, taka wewnetrzna koniecznosc pchnela mnie, ze domu bez choinki pozostawic sie nie powinno... Dawniej liczylysmy z siostrami choinki w oknach domow widzianych po drodze, jadac na wies na swieta... i domy bez choinek byly tak smutne, jakby zabraklo kogos, lub czegos, jakby zabraklo radosci.
A ja moja radoscia chcialam sie podzielic, z Moim tez. I udekorowalam nasza "koprowa choinke". Koper jeszcze z sezonu ogorkowego, skrzetnie i poboznie przywieziony z Polski... wszystko ma swoja ciaglosc i przeznaczenie, zapisane w wyobrazni.


Swieta trwaja za krotko, zdecydowanie za krotko. I z roku na rok czuje nostalgicznie, ze w tloku przygotowan, pospiesznosci, tracimy czesc tego cudu...
Czy czeka jeszcze ktos na gwiazdke, by zasiasc sie do wieczerzy? Czy lamia sie wszyscy oplatkiem, z usmiechem na ustach i zyczeniami w sercu? Czy spiewaja koledy wnuczki przy stole?
Najpiekniejsze z Polskich tradycji, ktorych dziedzictwo jest nasza tozsamoscia.
Nie chce, by zatracily sie one w natloku zagranicznych swiecidelek. Niech beda przasne, swojskie, radosne, jak potrawy wigilijne. Dbajmy o nasze tradycje, bo z kazdym nowym pokoleniem mozemy utracic czesc tej tozsamosci, ktora sprawia, ze mamy poczucie korzeni.
Przeciez to jest najwazniejsze.

2010-12-27

Oda Ku Pokrzepieniu I OKP


Komentarz zbyteczny. Nadzieja na lepsze zycie, na lepsze mieszkanie, odwieczna. Od pokolen to samo pragnienie, na wlasne lokum. W koncu czlowiek jest gniazdownikiem.
Oszczedzajcie zatem niedoszli trzydziestolatkowie, bo kto wie. Panstwo nasze do (nad)opiekunczych nie nalezy.
Male smaczki postkomunizmu, i bylo przy okazji pare wspomnien o cudownosci i absurdzie tych lat. O oczekiwaniu w kolejce po pralke i chwalebny powrot "jak z lupem" z maszyna wielofunkcyjna do mielenia...i dalsze oczekiwanie w kolejce.

Kiedys chociaz "wystac" cos mozna bylo. Dzis trzeba wziac sprawy w swoje rece.
Wielkiej dozy energii, uporu i optymizmu, zycze wam, moi mili wspolobywatele.
W przed-kilku-dzien nowego roku na takie zyczenia kazdy moze sie odwazyc. Konsekwencji tylko czasem brak, zatem milego wieczoru... bo czasy dobrobytu nastapily :)

P.S. Zycze, aby kazdy z Was mial swoj kat na ziemi, gdzie spelniaja sie dobre chwile i dokad zawsze sie wraca...

wypad na kawe, z paryza przez wawe


 Ah ten los rzuca nieopatrznie... i hipoteza katastroficzna w domysle, widzac co sie dzieje na lotniskach calej europy, stala sie faktem jakze milym. Wpadlam do mej blizniaczej na kawe, ot tak. Telefon jak gdyby nic, tak naturalnie przeciez wpada sie na kawe w Paryza do Wawy. Cuda sie zdarzaja, przedswiateczny cud zaiste to byl. Pokrzyzowane plany to nie tylko moja specjalnosc.
A Wawa przyznac trzeba, pokryla sie gwiazdozbiorem. Sniezny pyl gwiezdny opadl na stolice, i nadziwic sie nie moglam. Szczesliwa po brzegi filizanki zwanej "joie de vivre".
I moje dzielenie obecnosci, kazdemu po kawalku, azeby nikomu nie zabraklo, i zeby nie utrwonic okruszkow czasu. Delektowanie sie obecnoscia i radosc ze wszystkich widzi sie na raz.

2010-12-21

we all love IKEA (?!)

Kwintesencja idei przyjaznego, taniego i pomysłowego designu, za którym jak zwykle stoi grupa utalentowanych młodych designerów, tym razem z kraju Polan: Dizajnerzy GRÜPPA mają przyjemność wdrożyć nowy produkt z rodzinnej serii IKEA - Dziadka Dekoracyjnego OPPÄ.
... Czy dziadek OPPÄ znajdzie w którymś domu godny kąt? Czy zdążył? :)

słońce południa...

w śnieżnej Europie środkowo-wschodniej takie klimaty rozgrzewają i dodają energii!
Planując podobną wyprawę w połowie przyszłego roku ten filmik to rozgrzewka i doping by pozamykać wszystkie inne otwarte i nie domykające się sprawy. Może to będzie ta upragniona wisienka na czubku góry zmagań o "własną białą przestrzeń" (proszę nie mylić z bielą śniegu, tam ma być ciepło i przytulnie) zmaterializowana w naczynkach do tażin i ręcznie tkanych dywanikach?
:)
... po cichu marzy mi się koniec pędu, chaosu i poszukiwań. Mam ochotę na tę wisienkę już dziś! :D

Smacznego oglądania! (film by Mike Matas)

2010-12-12

poti-marron. dynia. kasztan. zupa.




Dawniej, slyszac o zupie krem z dyni, rozmarzalam sie na temat jej smaku i tekstury. Po erze zup z pelnokawalkowa pietruszka i selera, marzyly mi sie kremowe, wyrafinowane, aksamitne wrecz zupy crème.... Nie znajac ich smaku, marzylam jeszcze intensywniej.
I sie "domarzylam". Pierwsza wersja byla z kartonu. We Francji mozna zdobyc wszystkie rodzaje zup gotowych w kartonach. I to doprawdy jakosci bez zarzutu. A z braku czasu i leku przed stopniem trudnosci wykonania, latwiej bylo eksperymentowac na sucho... zupa z kartonu posmakowala mi :)
Ale nie byl to jeszcze powod, ani sezon (wiosna w pelni byla) na dyniowe potyczki kulinarne.
Dopiero degustacja w prawdziwej francuskiej restauracji gastronomicznej uswiadomila mnie, ze ten smak musze sama wydobyc z Cucurbita. I historia ma sie podobnie jak z crème brulée... danie "nieosiagalne" stalo sie standartem w mojej kuchni :)
Nie mam zadnych rodzinnych tradycji kulinarnych zwiazanych z dynia. W mojej rodzinie byla wylacznie warzywem pestko-dajnym, rzekomo-dekoracyjnym... dla mnie symbol jesieni, sezonowosci pewnych dan.
I gdy chlodne dni staja coraz krotsze i coraz bardziej deszczowe, zupa z dyni staje sie slonecznie barwnym wybawieniem. Ciepla w kolorze. Ciepla w smaku. Gesta. Pokrzepiajaca.

Potimarron to typ dyni, o drobnych, soczysto pomaranczowych owocach i kasztanowym smaku.
Potiron, to po francusku dynia. Marron, to rodzaj kasztana jadalnego.

Stad tez proponuje Wam dzis zupe, poti-marron, zupe krem z dyni z prazonym kasztanami.




Zupa krem z dyni z kasztanami (Velouté de potiron aux châtaignes)


500 g dyni (pol sredniej wielkosci dyni lub cala mala sztuka)
2 srednie ziemniaki
1 srednia marchew
1 litr bulionu lub, z braku, wywaru z "kostki bulionowej"
2 czubate lyzki gestej kwasnej smietany
8-10 sztuk kasztanow jadalnych (swiezych do prazenia lub gotowych konserwowych)
pieprz i sol do smaku
szczypta galki muszkatalowej

Dynie dzielimy na kwalki, obieramy ze skorki i kroimy w srednia kostke. Podobnie ziemniaki i marchew.
Wszystkie warzywa wkladamy do garnka, zalewamy bulionem (nie za duzo, tylko do poziomu warzyw by ledwo je przykrylo). Gotujemy na malym ogniu do miekkosci.
Nastepnie ugotowane warzywa odcedzamy, zachowujac wywar warzywny. Miksujemy je "w mikserze" lub "mikserem" w zaleznosci od posiadanego modelu. Miksujac dodajemy sukcesywnie wywar, tak aby zupa miala konsystencje zupy a nie pasty, unikajac zbytniego rozrzedzenia.
Na sam koniec dodajemy pieprz, sol do smaku jesli zupa zdaje sie byc niewystraczajaco slona, szczypte (doslownie!) startej galki muszkatalowej i smietane. Miksujemy calosc.

A w miedzyczasie...
Kasztany nacinamy lekko nozem z jednej strony "pod skosem". Nagrzewamy piekarnik do 200°C i wkladamy kasztany wylozone na blasze lub zaroodpornym naczyniu. Prazymy przez 20 minut. Wyciagamy, studzimy i obieramy ze skorupki.
Jesli korzystamy z kasztanow puszkowych, odcedzamy je po prostu, kroimy na polowki i dodajemy do goracej zupy. Po 2-4 polowki na talerz zupy.
Skrzetnie wylawiane w trakcie degustacji... nadaja specyficznego smaku.

Polecam z grzankami czosnkowymi lub najprostrza bagietka.

Bon appétit!!!!!!! 

A w trakcie gotowania polecam...



2010-12-10

czeski haribo

Praha, juillet 2010

Chcialam sie podzielic tym "znaleziskiem". Co prawda zdjecie malo juz aktualne, ale wymowne.
Kto nie lubi misiow haribo?
Nie uznaje odmowy :)
Z pandami bywa inaczej, ale kto nie lubi PANDY... o tym nastepnym razem.

2010-12-08

Z tęsknoty za...

Z tęsknoty za... przestrzenią humanitarną, przestrzenią oswojoną światłem, przestrzenią na swoje własne myśli, bez krzykliwych reklam, ale z krzykliwym designem! Brzmi banalnie. Ale mnie napawa strach, gdy przeglądam setki ofert mieszkaniowych dostępnych na stołecznym rynku. Chcieć kupić bazę, to kupić ją z pamiątką gustu (lub raczej jego braku) właścicieli ciasnych umysłów (tak jak ciasne były ich kuchnie). Wolność dla sztuki kulinarnej! Więcej wolności!
Po latach mieszkania "byle gdzie byle jak byle na razie" zamierzam wypowiedzieć wojnę bylejakości. Walka na razie jest cicha ale intensywna. Mam nadzieję że będziecie częścią tej misji :). Ta walka będzie ciężka. Na razie może to być np. cudowny aromat chili con carne :), łagodne odprężenie z lampką wina w dłoni i kompozycjami Smolika w tle. Jednak nie można się odprężyć gdy patrzy się kolejny rok na pomarańczową ścianę z którą nic nie można zrobić... Dlaczego pomarańczowa? "Dlaczego kolory są wszystkie i dlaczego po kolei?" A dlaczego nie biała? Niech żyje pochwała "im mniej tym lepiej". Oto, drogi narodzie, jak chciałabym byśmy wszyscy mieszkali, nie tylko w Skandynawii, nie tylko w Paryżu, ale i tu, w naszym rodzimym padole - w mieście którego nie było, a jest... Niech będzie piękne! niech nasze myśli będą piękne! niech nasza przestrzeń będzie... biała!

photo: boligmagasinet.dk

A jakie są Twoje marzenia o idealnej kuchni...?
Życzę aby się spełniły :), i aby pachniała tymiankiem i wanilią!

Chili & chill-out


Sa dania, ktore nigdy sie nie nudza. Na razie.
Sa dania, ktorych przygotowywanie sprawia nam zawsze ogromna radosc. Bezwzglednie.
Wspolne krojenie warzyw, siekanie kolendry, pietruszki, rozgniatanie czosnku. Karuzela kolorow, smakow, zapachow. Moment otwierania butelki czerwonego wina i brzek ustawianych na stol lampek... i w tle cichy chill-out lub poludnio-amerykanskie rytmy...
Jak Meksyk, w ktorym (jeszcze) nie dane mi bylo byc, ale zwiedzilam juz czesc wirtualnie dzieki wyprawom moich znajomych (przyznaje sie do zdrowo dozowanej kropli zazdrosci, ze inni maja na to i owo czas, a ja na razie musze sie zadowolic drobnymi "wypadami za miasto"... eh :).
Ale zeby pokochac kuchnie m e k s y k a n s k a, wcale nie trzeba tam jechac. To tak jak kuchnia japonska, moja slabosc ogromna,... wieksza niz do czekolady.
Na domiar zlego, oboje lubimy p i k a n t e r i e, wiec malo kto bawi sie w dozowanie chili, pica pica czy pieprzu.
I tak za kazdym razem wspolne stwarzanie c h i l i  c o n  c a r n e  jest zabawa, podroza, wymiana emocji.
Danie o tyle banalne w przygotowaniu, ile efektowne i zawsze docenione przez naszych gosci.
Wiec czemu by nie ugotowac dzis na kolacje...



Chili con carne  (porcja na 3-4 osoby)


500 g wolowego miesa mielonego (500 g de viande de bœuf hachée)
1 puszka czerwonej fasoli (1 grosse boîte de haricots rouge égouttés)
1 duza cebula (1 gros oignon)
2-3 zabki czosnku  (2 à 3 gousses d'ail écrasées)
1 puszka pomidorow w kawalkach (1 boîte de tomates concassées/ pulpe de tomate)
przyprawy do smaku: sol, pieprz, mielony kumin, chili, papryka slodka, cynamon etc. (sel, poivre, cumin, chili, poivrons doux, cannelle etc.)
posiekana nac pietruszki i kolendry (okolo 3 lyzek) (coriandre et persil haché, environs 3 c à soupe)

Rozgrzewamy oliwe z oliwek na patelni, wrzucamy cebule posiekana w drobna kosteczke do "zeszklenia", dodajac wycisniety swiezo czosnek. Calosc ma sie zeszklic i udusic, a nie przypalic.
Dodajemy mieso mielone, zwiekszajac ogien by sie szybko upieklo bez "puszczenia" zbyt wielu sosu. Czeste mieszanie wskazane.
W miedzyczasie dodajemy sol, pieprz, paryke slodka, papryke chili, posiekana swieza nac pietruszki i kolendry, odrobine zmielonego kuminu i szczypte cynamonu.
Mozna tez posluzyc sie gotowa "mieszanka do kuchni meksykanskiej" (mniej frajdy z eksperymentowania, ale dla mniej wprawionych alternatywa nie do odrzucenia,... nazw handlowych przypraw nie podaje jednak, zeby nie robic reklamy :P).
Gdy mieso jest upieczone, dodajemy pomidory. Ja uzywam gotowych posiekanych w kostke w zalewie, ale gdy tylko mam wiecej czasu, dodaje 6 dojrzalych pomidorow pokrojonych w kostke.
Tak pozostawiamy okolo 15 minut na bardzo malym ogniu, na czas duszenia.
W tym czasie przygotowujemy ryz. Najbardziej "dobrany" jest  riz thaï (ryz tajski), ze swoim delikatnym aromatem i lekko zwarta konsystencja. Basmati jest rownie odpowiedni. Dla weteranow zdrowej kuchni polecam ryz brazowy... sprobowalam :)
Na sam koniec dodajemy fasole, uprzednio wyplukana pod bierzaca woda na sitku. I tak jeszcze z 10 minut na ogniu.
Pozostaje przyrzadzic salatke meksykanska (przepis wkrotce) z pomidorow, ogorkow, kolendry, z winegretem i oliwa.
Do tego guacamole z awokado (przepis rowniez wkrotce). Cudownie kremowe i zarazem pikantne.
Podawac z serem zoltym (cheddar, gouda), tartym lub w plastrach.
Nie zalowac tabasco i pikantnych papryczek. Z lampka czerwonego wina... ktorego, o winach bedzie innym razem. Polecam przy tym chilijskie wina :)

Que aproveche!

2010-12-06

Impresje londynskie inaczej

Nie bedzie u mnie ani big benow, ani innych turystycznych  londynskich standartow. Z reszta trzydniowa wizyta ( przyp.red. weselna) jest niewystarczajaca, by uchwycic "smak" londynskiego stylu. Na dodatek trwajace przedswiateczne rozgoraczkowanie i wiadoma wszechobecna dekoracja, nastrajaja, acz nie oddaja klimatu tego "miasta kalejdoskopu".
Stad moje male impresje, wyrwane momenty z londynskiej przechadzki.
Rekompensata osmiogodzinnego zamkniecia w pociagu, w tym trzygodzinny pobyt w tunelu...
i wiadomo, wroce jak tylko Londyn pokryje sie drobnolistna zielenia. Puki co, sacze pomaranczowo-cynamonowa herbate w szaro-burym Paryzu, i rozmarzam sie na mysl o wiosennych roztopach...

Zatem, zapraszam do zwiedzania ze mna...
 
 















2010-12-05

miś pozytywniak

Na wszelkie tęsknoty za ciepłym słońcem - miś pozytywniak!
I może nie jest klasykiem designu (ech, szewc bez butów chodzi), ale ma w sobie taką moc przyciągania pozytywnych emocji, że co chwila przenosi się ze mną z jadalni do sypialni, byleby trochę rozproszyć za szybko przychodzącą ciemność za oknem. Polecam każdemu na za krótki dzień, na smutki, depresję zimową, na sen...

Czyż można się nie uśmiechnąć na jego widok?!

Slub po angielsku...

Po latach znow poczulam klimat Londynu. Zawsze przeze mnie kontemplowany, bardziej niz Paryz. Nie wiem skad ta slabosc...
Chlodzenie szampana...
A okazja przydazyla sie niebanalna, bo slub marokansko-wloski w angielskiej inscenizacji, to wydarzenie rzadkie wrecz kazuistyczne. Ale o tym innym razem...