2011-04-14

Le nom de la rose...

Kwiaty sa jak kobiety.
Do podziwiania, do celebrowania, do zachwytu, inspiracji...
I tak zatem urzeklo mnie "starzenie" sie moich roz.
Nigdy nie widzialam, ( a bynajmniej rzadko), zeby ktos zachwycal sie wiedniaca, lekko podsychajaca roslina. Kult piekna, jedrnosci i swiezosci jest stalym elementem naszej codziennosci. I nawet jesli chcielibysmy sie go wyrzec, jestesmy zewszad otoczeni prezacymi sie na fotografiach i bilbordach modelkami, niczym kwiaty w wazonie, swiezo sciete i po prostu idealne.
A proces przebiega spokojnie, druga faza dojrzewania wraz ze zmiana barw, zazolceniami, lekkimi sladami zgniecen na platkach, "zmarszczkach" czasu.
I w takim momencie odkrywam je na nowo, jeszcze piekniejsze, jeszcze bardziej tajemnicze.
Takie jesienne, odrealniajace od swiezej zielonosci wiosny.
Osobliwa forma uroku.
Moze ja dziwaczeje... ;)





1 komentarz:

Dziękuję za wizytę...