2011-05-02

wawa, czyli varsovie w polskiej kulturze osobistej

I tak jeszcze dwa tygodnie temu wyglądały warszawskie Łazienki. Dziś zapewne są zalane zielonym światłem liściastych struktur.  A u mnie jeszcze takie wczesno-wiosenne, wręcz ubogolistnie jesienne.
A okazja nadażyła się również niecodzienna, bo oto "stolica dizajnu" zamykała bramy wystawy czasowej Muzeum Narodowego właściwie na  naszych oczach.
Jakieś piętnaście lat temu, po raz ostatni, miałam okazje podziwiać braci Gierymskich i Malczewskiego.

Pasja wiecznie żywa, przeżywa tylko swe bardziej i mniej płodne lata.
Farby pozakręcane jeszcze w tubkach, pędzle szczerza się jak najchętniej, płótna na blejtramy ponaciągane do granic "nie-cierpliwości"... Dawne zbiory ołówków i pasteli coraz bardziej niekompletne... 
A pasja czeka... odstawiona na bok za kuchenna deskę, przygnieciona cala kolekcja ramequinów, naszpikowana sztućcami i kuchennymi atrybutami :). Bo oto kolejna pasja wzięła górę!!!

Co do warszawskiej ekspozycji, odsyłam do opinii biegłego :) Mam nadzieje, ze oko eksperta podzieli się z nami wiedzą i nietypowością owej wystawy.

Chcemy być nowocześni, Polski design 1955–1968 z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, w dniach 4 lutego – 17 kwietnia 2011.



Polski plakat również miał czasy swojej świetności.  I rozbawił mnie serdecznie propagandowy napis rodzimych linii lotniczych, którymi właśnie co przyleciałam do stolicy "bez kłopotu" :). 


Ale my nie o tym.
Bo "nie do odrzucenia" okazja przejechania się polską niespieszną koleją ekspresową stała się faktem, i sześciogodzinna przejażdżka krajoznawcza  miała bardzo edukacyjny, acz i demoralizatorski charakter. Konsensus: chce mieszkać na polskim odludziu, wsi wesoła, wsi błoga! Rzucam "wielki świat-kuchenny blat" i oddaję się rytuałom pór roku w sadzie!

Niespieszne przejażdżki rowerowe wzdłuż rzecznych wałów, spacery z psem po śródpolnych drogach, sarny wygrzewające się na polanach, lśniące w słońcu mokradła... i wiele innych fantasmagorycznych widoków, wypatrzonych przez standardowo brudną szybkę pkp. Swojsko. Beztrosko. W końcu urlop.
Promienie słońca załamujące się na "szybim" brudzie jak na pryzmatach. Sztuka ma tutaj wymiar ogólnodostępny, wręcz publiczny.

I tak dojechałam drugą kategorią transportu miejskiego, z miasta A do miasta B, wdzięczna losowi, że z takich rzeczy też można się radośnie cieszyć.

Bo oto westchnienie, ... jestem   w  d o m u . Jeszcze parę takich westchnień po drodze było.

I były tez bocianie loty rozpostarte na pięciolinii ciszy granej wokoło.. Klawiatura nietknięta. Czasobrak. Cisza.


A potem były Święta etcetera.
I latali miedzy Polską a Francją długo i puki co szczęśliwie.
Hic

1 komentarz:

Dziękuję za wizytę...