2010-09-19

crème brûlée... o małych grzeszkach kulinarnych część druga

Za każdym razem będąc w restauracji i mając okazje zamówić deser, na usta cisło mi się gotowe pytanie: a czy mają państwo crème brûlée? Wykwintne w swej śmietankowości, ekstrawagandzkie rzekłabym z racji formy i pękającej cukrowej skorupki na wierzchu, nieosiągalne w swej doskonałości (przynajmniej wówczas tak myślałam) i prostocie. Deser idealny, très gourmand...


Crème brûlée

4 żółtka
50 gram cukru kryształu
200 ml kremowki 30 %
120 ml mleka
1 laska wanilii, przepołowiona wzdłuż lub jesli brak, ekstrakt z wanilii (nie mylić z olejkiem waniliowym do ciast!)

Żółtka połączyć z cukrem, ale nie ucierać na białą masę. Wprowadzone powietrze spowoduje powstanie baniek powietrza w naszym kremie, a nie o to chodzi :).
Mleko i kremówkę podgrzać w rondelku razem z laską wanilii, doprowadzić do wrzenia i szybko zdjąć z ognia. Następnie połączyć mleko z żółtkową masą  mieszając w miarę energicznie, by żółtka nie ścięły się. Mozna postawić tak powstałą masę na moment na ogień, by lekko zgęstniała.
Następnie napełnić nią foremki (ceramiczne ramequin lub inne żaroodporne naczynka) i włożyć do uprzednio nagrzanego do 100°C piekarnika. Piec około 45 do 60 minut.
Wyjąć i po ostudzeniu włożyć do lodówki na co najmniej 2 godziny.

Przygotowanie chrupiącej karmelowej powłoczki jest już czynnością na tyle trudniejsza, iż albo prosperujemy specjalnym sprzętem, albo bawimy się w opiekanie naszego crème brûlée w piekarniku z opcja opiekania.
W tym celu posypujemy z wierzchu nasz krem cukrem pudrem lub cukrem kryształem, i wkładamy do piekarnika na najwyższy poziom (blisko opiekacza), do czasu aż cukier zacznie brązowieć. Efekt nie jest tak powalający jak w przypadku karmelizowania cukru specjalną opalarką... mi jednak wystarczył :)

 

Nie mogę nacieszyć się smakiem mojego crème brûlée, które smakuje identycznie jak to zamawiane po restauracjach... teraz już zmuszona jestem zmienić menu, a może odstąpię zupełnie od deserów w restauracjach, skoro sama potrafię stworzyć coś, co do dzisiaj było moim marzeniem sennym...

Najbardziej spodobało mi się zaskoczenie Mojego, który z niedowierzaniem przypatrywał się kolejnym etapom mojego tworzenia, i nie był pewien końcowego efektu. Z lekka ironią w glosie nawet zaproponował degustację kremu... i tu moment przemiany. Duchowej. Cielesno-zmysłowej, bo oto na kubkach smakowych pojawił się smak znanego od dawna crème brûlée, ale w wykonaniu mojej skromnej osoby :)

Mile zaskoczenie... :)
I wielu takich zaskoczeń Wam życzę!!!!!

A dla tych, którzy chcieliby zgłębić niektóre tajniki, polecam zaglądnąć tu (wersja po francusku, ale zrozumiała dzięki przejrzystemu filmikowi ).


3 komentarze:

  1. Cudowne uczucie stworzyć samodzielnie smakołyk do tej pory zamawiany w restauracjach. Pięknie go zrobiłaś. Gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Satysfakcja jest pokrzepiajaca :) Niestety na przygotowanie "confit de canard" jeszcze musze poczekac, poki co pozostaja resto...
    Pozdrawiam i dziekuje za wizyte !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. To podobno bardzo trudny deser. Gratuluję! Wygląda tak, że... ślinka cieknie. Dzisiaj jedliśmy w "Zazie Bistro", urokliwej restauracyjce (ma dopiero kilka dni) we francuskim stylu na... Kazimierzu. Do tego zapach kawy i francuska muzyka, a wcześniej wyborny obiadek z winkiem. Mmmmmmmmm.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę...