2010-08-18

suweniry...

Są takie momenty nagłego zachwytu, gdy wynurzając się z rogu ulicy w pośpiechu i próbując wziąć kurs w poprzek ulicy, czerwone światło ( a może po prostu brak zielonego...) powstrzymuje nogę w locie i równamy wtedy czubkami butów do krawężnika czekając na zmianę świateł. I w takich miejscach często znajdują się "sklepy na rogu" albo chociażby witryny sklepowe. I w tym pauzalnym czekaniu wraz z tłumkiem po naszej prawicy i lewicy (jeśli małe miasteczko to tłumek ten jest zredukowany, nierzadko do naszej osoby) postanawiamy zająć niezręczność tego oczekiwania i robimy obrót w poszukiwaniu czegoś, na czym można zawiesić wzrok. I oto olśnienie. Witryna sklepowa. I w jednej sekundzie, zanim jeszcze zacznie wilgotnieć spojówka, przewija się krótkometrażowy film dzieciństwa...


Dla moich najukochańszych sióstr...
Nawet jeśli ostrość nie wyszła w pospiesznym łapaniu "późnego zielonego" i "wczesno-czerwonego" światła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę...