2010-09-08

... mieszkając bliżej wschodu niż zachodu...

a właściwie o biegunach jest rzecz.... bo utrzymujące się arktyczno-antarktyczne powietrze w przestrzeniach wkoło mnie króluje nad moimi skostniałymi palcami - z trudem wystukującymi te litery... Przeszywający chłód pognał mnie do przyziemnych, archaicznych niemal, jednak dla mnie obcych czynności, aby tylko na dłuższą chwilę załapać odrobinę ciepła w ręce i nie puścić! I nie puściłam aż nie wyprasowałam całej szafy koszul i spodni w "kancik"... Może w końcu zażegnam tak swoiste poranne monologi z szafą "Nie mam w co się ubrać..." ... Przyziemności nie można odebrać prymu w słuszności...
Idąc dziś większością realnych tropów (znaczy przyziemnych jak już się rzekło), moją odpowiedzią na "typowo francuskie" danie jakim jest spaghetti, jest chluba narodu polskiego - rosół!!! Misja kumulacji ciepła ponownie pomyślna. A ponieważ rosół nie był mojego autorstwa, więc nie przywłaszczając sobie chluby jego właściwości (pyszny, aromatyczny, mocno mięsny i rozgrzewający) oddaję monopol na czarowanie rosołu mojemu nadwornemu kucharzowi :) .
Coraz krótszy dzień ubywa jak słowa w głowie.... Przed snem na ukojenie obrazów przewijających się przed oczami - melissa officinalis... i ciepłym kocem otulona, jak wspomnieniami słońca znad zatoki Ballos (rozgrzewającego kamienie pod stopami, pod brzuchem gdy się zasypiało w leniwym bezczasie)... Dobra noc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę...