2010-09-13

nastrajam sie...



Nastrajam sie... nie jesiennie bynajmniej. Po ponad dwugodzinnej walce z transportem miejskim i podmiejskim Paryza by dotrzec do domu, potrzebuje czegos co nie tyle mnie wyciszy, co pozytywnie nastroi.
Nie moglam znalezc lepiej na ten wieczor. Policzylam dokladnie ile minut spedzilam dzis w metrze, tramwaju, pociagu i autobusie, nie wliczajac pieszych "przejsc" i "dojsc". Trzysta dziesiec minut. (piec godzin, samej mi ciezko uwierzyc...)

Trzysta dziesiec straconych rzekomo minut... ale uratowalo mnie lektura, w ktore sidla okladki wpadlam i wiedzialam jeszcze przed jej otwarciem, ze ta sama z tej wyprawy nie wroce. Kazda ksiazka, film, sztuka teatralna, ba! nucona melodia, zmienia cos we mnie nieodwracalnie, nadaje kolejnym zyciowym krokom innego rozumowania przy podejmowaniu decyzji, innymi kategoriami sie kieruje.

I z ta ksiazka jest jeszcze gorzej, dramatycznie - powiedziala bym. Obudzily sie wszystkie pasje... podroznicze, fotograficzne, misyjne, kulinarne, jezykowe... banalnie moze to brzmi, ale jak ma sie cos z podroznika we krwi, to nie przeszkadza fakt latania Lufthansa wsrod eleganckich biznesmenow by zaraz przeniesc sie na tanie linie do Maroka, lub tez rozklekotany regionalny pociag w porze trwozno-upalnej na dolnoslaskiej ziemi.

A zatem ksiazka, twardo oprawiona, a przez to ciezka i niezbyt praktyczna w czasie przesiadkowania sie, nabyta zostala przeze mnie przy okazji ostatniego pobytu w Polsce,... pare miesiecy temu. W lokalnej ksiegarni mego miasteczka jest niesamowity klimat. Taka delikatna "post-komuna" i magia ksiegarni, w ktorej sprzedawca podaje ksiazki, a przy tym nawiazuje kontakt i mozna sie wiele ciekawych opowiesci nasluchac, jeszcze zanim zacznie dotykac sie blyszczace okladki. I zapach papieru... i zawsze wychodze z jakims zawiniatkiem pod pacha.

Na ksiazki moglabym wydac absolutnie fortune. I to wcale nie na ksiazki kulinarne, jak wiekszosc blogowiczow, ktorych mialam okazje "odwiedzic". 
Nie zlicze biografii Chopina, ktorych jestem szczesliwa posiadaczka, ani partytur nutowych, ktore rozlatuja sie juz w strzepiastym  uniesieniu. O ksiazkach profesjonalnych nie bede nawet wspominac...
A ze od czasu przeprowadzki niewiele mebli przybylo, czesc z nich nadal drzemie w kartonach.
Na piekna biblioteke trzeba poczekac... a ze zyje ciagle na walizkach i na kartonach... kazdy nowy nabytek wiaze sie z nagromadzeneim "zbytecznej materialnosci". Ale o tym mysli sie dopiero w momencie pakowania i przeprowadzki, inaczej kalkulacje dobytku sa zawsze obarczone bledem... ciezkim bledem NIESWIADOMOSCI.

Bo ilez to  przedmiotow, "flakonikow" i "dywanikow" jest nam tak w gruncie rzeczy zbednych do egzystencji. Nomadzka natura u europejczykow nabrala czystko konsumpcyjnego wymiaru. WIECEJ i WIECEJ...
A gdyby tak pozbyc sie wszystkiego, pozostac w jednej parze spodni i jednym swetrze i rzucic sie, z dobytkiem zmieszczonym w plecaku, w wir przygody i wirujacej wolnosci...

Pozostawic mieszkanie otwarte, jak niegdys Stachura, na uzytek innych potrzebujacych... i oddalic sie, od zgielku cywilizacji, makijazy, syntetycznych rajstop co oczka w nich leca, szpanerskich komorek, entej pary szpilek, ktorych nie ma okazji ubrac, entego balsamu do ciala, ktorego nie ma sie czasu stosowac, entego zestawu lampek do wina... etcetera... i poczuc sie wolnym, a raczej ZWOLNIONYM OD MATERIALIZMU.

Na razie sie nastrajam, i czytam... ale gdy mysl dojrzeje, moze niedlugo, bede pakowac plecak z umiechem na twarzy i biletami w dloniach....

Wydawnictwo Bernardinum, 2008
cena ok. 40 PLN

3 komentarze:

  1. Do książek mam miłość wielką,
    więc pędzę do Ciebie z... butelką.
    Butelką przedniego wina,
    bo bratnia z Ciebie Dziewczyna!

    :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ja tez potrafie wydac majątek na ksiązki, ale nie tylko kulinarne.Tęsknię za moim zbiorem, pozostawionym chwilowo wdomu rodzinnym, marząc o wielkim regale z ksiązkami we własnym gniazdku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh tez mi sie marzy caloscienny regal... tylko przy trybie zycia "na walizkach" i w czestych przeprowadzkach, ksiazki staja sie raczej balastem materialnym do przepakowania. A tak lekko kupuje sie mi kolejne tomy i tomiki, po jednym... dorzucajac sie do pokaznej sterty do przepakowywania... :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę...