Ugotowalam za to ogorkowa. Prawdziwa polska ogorkowa z wlasno-kiszonych ogorkow.
Z wielkim poswieceniem w lipcu tachalam w samolocie pare kilo ogorkow gruntowych (na wage zlota we Francji), tegoroczny czosnek i bukiet kopru (wlasciwie nie do dostania tutaj), wszystko z babcinego ogrodu. Bio-babcine.
I to byly moje pierwsze ogorki emigracyjne, i pierwsze te zrobione "od mycia sloikow po dokrecanie nakretek" przeze mnie (duma narodowa :D ).
Ciepla zupa w chlodny wieczor, i przynajmniej lekka kolacja...
avant... après...
en soupe...
Wyglądają pysznie... ogórkową uwielbiam. A nawiasem mówiąc po jakimś czasie pobytu we Francji zaczęłam wcinać surową cebulę, bo mi tak szalenie brakowało tych naszych polskich warzyw, plastikowe jabłka z Holandii były nie do przyjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka ślę :))
:) cos o tej cebuli wiem... tu nawet ziemniaki nie maja ziemniaczanego smaku, niestety...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo!