2010-09-04

Trele morele... i figa z makiem!



Po raz pierwszy smaku moreli doświadczyłam w postaci suszonych owocow. Dawniej to był nie byle rarytas dostać suszone figi lub morele. Pamiętam figi z Turcji, do których przylepili rodzice "etykietkę" z ostrzeżeniem, że od zbyt wielu boli brzuch ( a może po prostu polityczne zagranie, bo zbyt drogo..., ah! ta rodzicielska polityka zna swe sztuczki :).
Potem były konfitury morelowe, przesłodzone na domiar złego (jak wszystkie francuskie konfitury z resztą...), Bonne Maman. W tym ciągu odkrywania smaków, dziewiczy smak owocu pojawił się na końcu.
Jędrna skórka, gesty miąższ, mniej soczysty niż w przypadku brzoskwiń czy śliwek. W wersji suszonej, aromat owocu nie jest nawet skondensowana opcją jego świeżej wersji. To zupełnie inny walor. Z figami ma się z resztą rzecz podobnie...
Ale nie o tym miało być... o ciepłych barwach i martwych naturach innym razem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę...